W Ugandzie zaraz po trekkingu w poszukiwaniu goryli, drugą główną atrakcją jest rafting na Białym Nilu. Uznaje się go za jeden z najtrudniejszych na świecie a burzliwe katarakty potrafią postawić włosy dęba niejednemu śmiałkowi.
Nil - najdłuższa rzeka świata?
Dwie rzeki pretendują do miana najdłuższej na świecie: Nil oraz Amazonka. W obu przypadkach ustalenie ostatecznego i prawdziwego źródła nie jest rozstrzygnięte. Obie mają wyznaczone przynajmniej dwa swoje początki. Nil ma trzy: Nil Błękitny na jeziorze Tana w Etiopii, Nil Biały na jeziorze Wiktorii w Ugandzie oraz jeszcze jedno potencjalne źródło w Rwandzie w okolicach Parku Narodowego Nyungwe. Co ciekawe, Nil Biały i Błękitny łączą się w Sudanie Północnym w Chartumie tworząc Nil płynący przez Egipt i kończący się w Morzu Śródziemnym.
Jinja i źródło Nilu Białego na jeziorze Wiktorii
Jinja jest drugim co do wielkości miastem w Ugandzie. Zamieszkiwane jest przez ok. 70.000 osób. W przeszłości odgrywało ważną rolę gospodarczą, będąc fragmentem tzw. kolei ugandyjskiej łączącej Mombasę z jeziorem Wiktorii, a jej przedłużeniem była właśnie Jinja po stronie ugandyjskiej (nazywana także koleją lunatyków – nikt nie wierzył, że uda się ją wybudować ze względu na bardzo trudne warunki terenowe i ograniczenia technologiczne).
W przeszłości miasto było potęgą ekonomiczną i przemysłową, ale destrukcyjne działania Amina Dady skutecznie uniemożliwiły powrót do czasów świetności przez ostatnie kilkadziesiąt lat (zachęcam do obejrzenia filmu „Ostatni Król Szkocji”, w którym poznasz postać jednego z najbardziej okrutnych dyktatorów Afryki).
Aktualnie głównym motorem napędzającym Jinja jest rozwój turystyki, a konkretnie turystyka przygodowa. Wśród nich są kajaki, safari na koniach, quadach, rowerach, motorówkach, skoki na bungee (aktualnie zawieszone – zamknięcie dotychczasowej platformy i budowa drugiej) oraz rafting na Białym Nilu.
Rafting na Białym Nilu
Podczas swojej drugiej wizyty w Ugandzie, musiałam ponownie spróbować tej wyjątkowej przygody jaką jest rafting na Białym Nilu (pierwszy raz zasmakowałam tego raftingu w 2009 roku). Nie przerażają mnie dramatyczne opisy tego miejsca, katarakty o najwyższej skali trudności, aczkolwiek cały czas mam w pamięci ostatnie wywrotki, siniaki i upadki do bystrej wody Białego Nilu (czułam się jakbym była w pralce).
O poranku wyjeżdżam z Kampali, stolicy Ugandy, w kierunku Jinja. Ledwo słońce pojawia się na niebie a miasto żyje już pełnią życia: na drogach liczne auta i minibusy z pracownikami na pokładzie oraz sprzedawcy z koszami owoców i drobnych street food smakołyków (sprawdź także STREET FOOD W UGANDZIE). Oczywiście stoję w korkach, ale z zaciekawieniem przyglądam się lokalnemu galimatiasowi. Do punktu rejestracji docieram po blisko 2h.
Rafting na Białym Nilu może trwać pół dnia lub cały dzień. Ja wraz ze swoimi towarzyszami podjęliśmy wcześniej decyzję, że jak się bawić to na całego i wybieramy opcję całodniową z lunchem w pakiecie (czyli 6 katarakt, 3 o poziomie trudności 4/5 oraz trzy 5/5 na odcinku 14 km plus śniadanie przed rozpoczęciem raftingu, posiłek w połowie spływu oraz obiad po zakończeniu spływu). Koszt tej imprezy to 145 USD.
Zanim jednak rozpoczęłam przygodę, organizator rozdał kaski, kamizelki ratunkowe, wiosła oraz przeprowadził szkolenie, podczas którego zapoznał nas z komendami używanym podczas przepływania przez katarakty. Nie omieszkał też porządnie wystraszyć opowiadając o najczęstszych kontuzjach: wyrwanych barkach, wybitych zębach, złamanych nosach i podbitych oczach przez nieprawidłowe zabezpieczenie wiosła przy wywrotkach czy w najlepszym wypadku poobijanych nogach przez kamienie niewidocznie zanurzone w wodzie. Nie zapomnę także jednego zadania przed rozpoczęciem raftingu na Białym Nilu, które wydawało się być żartem a nie elementem przygotowania: „No to siup! Skaczcie do wody!”. W tym momencie chyba wszyscy uczestnicy uwierzyli, że nie skończą tej imprezy o suchej nitce.
Pamiętam, że podczas swojego pierwszego raftingu na Białym Nilu było straszliwie gorąco i nie byłam przygotowana tak dobrze jak tym razem. Brakowało mi kryjącego ciało ubrania oraz kremów z filtrem. Kąpiel w rzece okazała się wtedy ratunkiem dla zgrzanego i spuchniętego ciało.
A woda w Nilu jest bardzo przyjemna! Chłodna i orzeźwiająca o silnym nurcie oraz charakterystycznym zapachu żyznej ziemi. Przy okazji miała była dość przeźroczysta.
Rozpoczynamy spływ! Od razu zaczynamy na grubo, gdyż pierwsza katarakta jest właściwie podwójna na poziomie trudności 5 oraz 4. Jak przewodnik powiedział, nie mamy egzaminu próbnego, od razu zaliczamy maturę. Przyznaję, że czułam delikatne przerażenie, ale wiedziałam, że aby bezpiecznie przepłynąć przez kataraktę muszę się słuchać nawigatora.
Wiosłuj! Mocniej! Przykuc i lina! Poszarpało, pochlapało, na wielki młyn fal wpadliśmy, momentami było naprawdę przerażająco, ale udało się zostać w łodzi!
Był to moment, kiedy doświadczyliśmy ogromnej siły żywiołu. Nil to bardzo szeroka rzeka o nieprzebranej ilości wody spieniającej się na bystrzycy. Można by rzec, że nawigator ma tylko teoretyczną kontrolę nad tym jak potoczy się spływ. W jednej chwili wszyscy uświadomiliśmy sobie, że towarzyszący nam kajakarze w maleńkich łódkach są dla nas niezbędną asystą ratunkową w przypadku wpadnięcia do wody i potrzeby doprowadzenia do docelowego pontonu. Silny nurt nawet doświadczonemu pływakowi utrudni dotarcie do głównej łodzi przed kolejną kataraktą.
Kolejny załom rzeki uważany jest za czwórkę jeśli chodzi o poziom trudności i ma dającą do myślenia nazwę Bubuga czyli… „Moje kondolencje”. Mimo, że nie najtrudniejszy, można było się czegoś spodziewać: NURA! Nie dość, że wszyscy wylecieliśmy na pierwszym spiętrzeniu to ponton wywrócił się do góry podstawą przykrywając kilka osób. Ja na szczęście trzymałam się liny mając swobodny dostęp do powietrza, mimo kotłującej się wody. Ale na krótko! Tuż przed kolejną kataraktą kajakarze postanowili przywrócić ponton do prawidłowej pozycji przekręcając go prosto na moją głowę. Ze strachu puściłam linę bezpieczeństwa i zagubiona pod wodą oraz pontonem, najdłuższą możliwą drogą wydostałam się na powierzchnię. Nawigator w tempie błyskawicy wciągnął mnie na ponton i kazał wiosłować do nieuchronnie zbliżającej się kolejnej katarakty.
Każdy przełom to inna dawka adrenaliny, inny poziom trudności. Okazuje się, że każda katarakta może być pokonywana na kilka sposobów o różnym poziomie trudności. W jednym miejscu wyprowadzono nas na brzeg, by pokazać trzy proponowane trasy do wyboru: łatwa, trudna i 50:50. Poprzednia wywrotka skutecznie odstraszyła część uczestników, którzy nie chcąc uczestniczyć w ryzykownym odcinku, zdecydowała się na spływ bezpieczną łodzią asystującą. Jak wyglądał spływ 50:50? Zobaczcie sami!
Czy będzie kolejny rafting?
Oczywiście, że tak! Obawiam się tylko, że po takim zaawansowanym raftingu na Białym Nilu kolejny nie zrobi na mnie wrażenia. Na mojej LIŚCIE MARZEŃ jest także spływ po Zambezi. Mimo, że uważany jest za pełen adrenaliny, to trudno mi się spodziewać tam tak ogromnej masy wody czy wysokich załamań. Nil jest niezwykły i jedyny w swoim rodzaju!
A może Ty znasz jakiś ciekawy rafting? Podpowiedz, a dzięki Tobie odkryję jakieś nowe fantastyczne miejsce!
Czy na rafting na Białym Nilu trzeba się przygotować fizycznie?
W moim odczuciu nie. Do zapamiętania jest kilka komend, do których trzeba się dostosować, czyli wiosłuj, wiosłuj mocniej, kucnij, trzymając się liny. One pozwolą względnie bezpiecznie przepłynąć przez bystrzycę. Oczywiście trzeba mieć na uwadze, że nie jest to sport bezpieczny i wiąże się z narażeniem zdrowia. Wydaje mi się, że nic do rzeczy ma siła fizyczna. Nie trzeba też umieć pływać, ponieważ porządne kamizelki nie dopuszczą do niebezpiecznego zanurzenia (pod warunkiem, że pasy są mocno zaciągnięte.
Co zabrać na rafting?
Po doświadczeniach pierwszego swojego raftingu na Białym Nilu w 2009 roku wiem, że jest kilka rzeczy, które trzeba zabrać. Podrzucam pełną listę:
– ochronny krem na słońce (posmarować się trzeba przed i kilka razy w trakcie! Inaczej Twoje ręce będą tak spuchnięte od słońca, że nie będziesz w stanie otworzyć zamka, zapiąć guzika czy trzymać sztućce)
– załóż długie spodnie oraz koszule na długi rękaw (wypadając z pontonu unikniesz otarć, poza tym uchronisz się przed poparzeniami)
– dobrze trzymające się nogi buty: sandały lub buty na kamienie/koralowce, ewentualnie mocno zawiązane lekkie adidasy. Proponuje zrezygnować z butów trekkingowych, które będą ciężkie jak zamokną i będą bardzo długo schnąć
– wodoodporny worek (nie jest konieczny, ponieważ na łodzi asystującej spływowi można bezpiecznie pozostawić jakieś rzeczy; ja w pożyczonym trzymałam telefon, którym robiłam dodatkowe zdjęcia podczas spokojnego spływu, krem z filtrem i papierosy znajomych)
Pamiętaj, że rafting przez wiele firm ubezpieczeniowych jest traktowany jako sport ekstremalny, w związku z tym powinno się rozszerzyć posiadane ubezpieczenie o dodatkową ochronę (sprawdź także tekst DLACZEGO WARTO SIĘ UBEZPIECZAĆ?)
Nie bierz na ponton
– okularów (wpadając do wody na pewno je stracisz, lepiej założyć soczewki kontaktowe nawet jednorazowe)
– zegarków
– dokumentów
– aparatu fotograficznego (chyba że masz specjalny, szczelny pokrowiec, który uchroni go przed zamoczeniem; co więcej pamiętaj, że na pontonie „rzuca”, toteż musisz się liczyć, że delikatny sprzęt może się zniszczyć). Zdjęcie pamiątkowe zapewni organizator (mój dawał je bezpłatnie w ramach pakiety, film był dodatkowo płatny)