Przetrwać zimę w górach! Przyznaję, że pierwotnie planowałam stworzenie wpisu o tym, co powinno się zabrać w góry na zimowy wypad. Jednak mój bagaż na Wintercamp2018 stworzyłam tak beznadziejnie, iż nie odważę się na ten moment doradzać. ALE! Podczas mojego pierwszego wyjazdu w góry zimną, gdzie tak naprawdę największym moim zmartwieniem była obawa o to czy zmarznę nie zawiodło mnie kilka rzeczy: kurtka Jack Wolfskin Troposthere, czapka, rękawiczki STORMLOCK HIGHLOFT GLOVE W i śpiwór!
Należę do osób, które mają wiecznie zimne stopy i dłonie. Możliwe, że to wina babci, która od małego ubierała mnie na jajo cieplarniane tudzież taka moja na natura (pewnie dlatego do tej pory najchętniej wyjeżdżałam do ciepłych krajów, dlatego najwyższy czas należało to zmienić!) W każdym razie właśnie utrzymanie ciepła było poniekąd moją obsesją przed wyjazdem.
Nocleg w namiocie
Organizator zapewnił mnie, że nie mam się czego obawiać. Na miejscu, będzie na mnie czekał wyposażony i porządny namiot ANTARCTICA DOME. Był ogromny! Spokojnie zmieściłyby się w środku 3 osoby wraz ekwipunkami. Miał duży przedsionek z którego swobodnie można było przejść do głównego pomieszczenia. Bardzo ważne okazało się wejście do namiotu wewnętrznego posiadające suwak kilka dobrych centymetrów powyżej gruntu. Dzięki temu do środka nie dostawał się śnieg podczas wchodzenia. Ponadto namiot był na tyle wysoki, że spokojnie mogłam się wyprostować będąc na kolanach.
W środku czekała na mnie także gruba samopompująca się mata, ktora miala za zadanie izolować od chłodnego podłoża. Pierwotnie miałam mieć w namiocie współlokatorkę, lecz koleżanka zrezygnowala z ekstremalnego noclegu. I stała się rzecz zabawna! Pierwszej nocy (oczywiście z obawy przez zmarznięciem!) ułożyłam sobie dwa materace, jeden za drugim licząc na lepszą izolację. Szybko jednak się zorientowałam, że jestem na górce a materace były jak zjeżdżalnia zsuwająca mnie na jedną ze ścian namiotu. Szybko z tego pomysłu zrezygnowałam i fakt! Pojedynczy materac też fantastycznie się sprawdził. Kolejnej nocy ułożyłam sobie go obok by mieć podwójne łoże.
I jeszcze śpiwór! Nie wiem, czy organizator przewidział, że takiego zmarźlaka będzie gościł, bo zdecydował się dać do dyspozycji z bardzo szerokim zakresem komfortu temperaturowego (od +1C do -49C extreem! aczkolwiek na jednym ze szkoleń dowiedziałam się, że został stworzony również taki na -70C!). Idąc spać “w opakowaniu” czyli bieliźnie termoaktywnej, czapce i szaliku bardzo szybko robiło się ciepło i przyjemnie. Musiałam jedynie porządnie ścisnąć ściągacze wokół głowy, tak by wystawał tylko czubek nosa. Wówczas przy przekręcaniu się w śpiworze nie wpadało mi zimne powietrze otwartą przestrzenią.
Śpiwór posłużył mi nie tylko do przyjemnego snu. Do środka warto włożyć ubrania, które chce się włożyć następnego dnia (bo co to za przyjemność nałożenia zmarzniętych prosto z plecaka! brrrrr!), sprzęt elektroniczny, taki jak telefon, powerbank, aparat fotograficzny czy tablet, a także baterie, które w niskich temperaturach tracą żywotność. Ze sobą miałam także termos z ciepłą herbatą na poranny rozruch i odwagę by wyjść ze śpiwora.
Ubranie dzienne czyli test kurtki Troposphere
Dwa pełne dni na Wintercapmie zafundowały dwie skrajne aury. Jeden przyjemny i bezchmurny poranek z tak pięknym słońcem, że po pierwsze trudno było przestać podziwiać nieskalaną chmurami panoramę Tatr, po drugie takim ciepłym, że w namiocie spokojnie można było biwakować na golasa! Drugi poranek dał ostro we znaki: było mgliście, wietrznie i padał śnieg. Prawie cały dzień miałam spędzić na świeżym powietrzu. Ubrałam się na cebulkę (bo przecież zmarzlak jestem że hej!) zakładając na wierzch kurtkę Jack Wolfskin Troposphere.
Jej wybór to był strzał w dziesiątkę! Okazało się, że to kurtka KOMBO, ponieważ chroni przed deszczem oraz śniegiem (membrana 20000), wiatrem i zimnem. Jej wypełnienie to puch kaczy o wysokich parametrach (70%) oraz wysokiej jakości włókna syntetyczne (30%) daje komfort podczas różnych aktywności w terenie: wspinaczka górska, jazda na nartach czy posiadówka przy ognisku. Bardzo miłym zaskoczeniem okazała się dla mnie faktura wierzchniego materiału! Jest bardzo miękka i przyjemna w dotyku.
Dzięki rzepom na rękawach mogłam zebrać i przytrzymać pod kurtką końce rękawiczek, które się już nie zsuną. Poza tym nie ma także przestrzeni, którą może dostać się do skóry zimne powietrze.
Kurtka jest lekka i nie zajmie dużo miejsca. Zapewne doskonale się sprawdzi w podróży, gdzie oprócz stylizacji sportowej chcę zabrać miejskie nakrycie wierzchnie. Z resztą, kurtka sama w sobie jest delikatnie taliowana, dzięki czemu mimo sportowego charakteru można odnaleźć w niej kobiecy sznyt.
Ogromną zaleta kurki jest mnogość kieszeni na zewnątrz oraz wewnątrz. Suwaki na zewnątrz są dodatkowo zabezpieczone tak, by do ich wnętrza nie dostała się woda a suwak główny dodatkowym zapięciem z przodu co nadaje jej bardzo estetyczny wygląd.
To dopiero początek, kiedy będę mogła sprawdzić jej możliwości. Przede mną zapewne kolejne zimowy wypady a także plany zrealizowania jednego z punktów mojej LISTY MARZEŃ, na której szczycie jest wspinaczka na KILIMANDŻARO! Już wiem, jak w Polsce przetrwać zimę, ale czy dam radę na najwyższej górze Afryki?
SPRAWDŹ KURTKĘ TROPOSPHERE EVERGREEN
SPRAWDŹ INNE KURTKI PUCHOWE
Tekst powstał przy współpracy z marką Jack Wolfskin i sklepem e-horyzont.