fbpx Skip to main content
Między listopadem a marcem, czasem kwietniem, jest tutaj relatywnie najniższa temperatura (ok 40’C), a tym samym najlepszy moment, aby odwiedzić Danakil. W tym okresie również najaktywniej pracują kopacze soli w okolicach jeziora Asale (Karum). Ich bardzo prymitywne techniki pracy są szalenie ciekawe i dla oka Zachodniego przyjezdnego zdumiewające.

Okazuje się, że ich odkrywkowe wyrobiska zmieniają się w zależności od dostępności solnej powłoki. Z resztą sam sposób jej tworzenia jest bardzo ciekawy! Woda z płytkiego jeziora paruje właściwie całą dobę, a silny wiatr roznosi cząsteczki na dużej powierzchni. Sól opada na ziemię warstwami tworząc grubą skorupę. Czasem drobinki są tak ciasno zbite, że pojawiają się nieregularne pęknięcia, wyglądające jak płytki stykające się ściankami. I ta właśnie warstwa stanowi dla etiopskich kopaczy główny punkt zainteresowania.

Pracownicy zatrudnieni na solnych pustkowiach są wyposażeni w długie kije, którymi podważają duże kastry solne. Kiedy uda im się oddzielić taki fragment, przy pomocy płasko zakończonych kilofów formują bloki o wymiarach 30cmx40cm. Wszystko bez linijki a “na oko”. W ciągu jednego dnia są w stanie przygotować kilkadziesiąt takich kawałków, każdy o wadze ok. 6,5 kg. Ciekawostką jest pewne przeświadczenie samych kopaczy. Otóż wierzą, że nocą wyrobisko nawiedzane jest przez diabelskiego złego ducha nazywanego Abo Lalu, porywającego pracujących mężczyzn.

Takie wyciosane pojedyncze kawałki są następnie sprzedawane właścicielom karawan po 2 biry za sztukę. Ci natomiast zakładają towar na grzbiety wielbłądów a rzadziej mniej wytrzymałych na długie wędrówki osiołków. Najsilniejsze i najbardziej wytrzymałe z nich mogą unieść nawet 30 stuk wyciosanych solnych sztabek (czyli w sumie prawie 200kg). Wraz z każdym pokonanym kilometrem wartość każdej z nich rośnie, aby ostatecznie w Mekele mogła być sprzedana za 15 birów (ok. 0.70$). Mój kierowca podpowiedział również, że czasem właściciel karawany wynajmuje kopacza płacąc mu dniówkę w wysokości 50 birów (2,5$). Łapiąc się za głowę obiema rękami podsumował jedynie: “Ja nie wiem, jak Ci ludzie są w stanie utrzymać swoje rodziny za takie pieniądze…”

Praca w takich warunkach jest szalenie niekomfortowa. Wystawieni na pełne słońce, bardzo wysoką temperaturę i brak możliwości schowania w cieniu (bo nie ma cienia!) to nie najlepsza perspektywa. Ale kopaczom podczas naszej wizyty dopisywał dobry humor. Witali się z nami, chętnie podawali rękę czy stukali trzykrotnie ramieniem w tradycyjny dla Etiopii sposób. Biorąc pod uwagę sugestie naszego przewodnika i kierowcy, spodziewaliśmy się czegoś zupełnie innego. W każdym razie spotkało nas bardzo miłe zaskoczenie. Ale to nie wszystko, jeśli chodzi o serdeczność, którą nas obdarowano!

Wracając do auta przechodziliśmy obok czegoś, co można nazwać swego rodzaju barem. Dowodzili w nim rozbawieni mężczyźni zapraszający na napitek: bardzo gorącą i bardzo słodką herbatę. Usiadłam między gospodarzami, by przyjrzeć się ich małemu interesowi.

Pod niską solną ścianką ustawiono kilka osmolonych aluminiowych czajniczków i garnków, w których gotowano wodę (okazuje się, że właściciele karawan są zobowiązani zabezpieczyć swoich kopaczy w wystarczającą ilość czystej wody, ponieważ w okolicach miejsca ich pracy nie ma żadnej studni). Niedaleko zauważyłam pojemnik, w którym składowano plastikowe kubeczki: był to standardowy, żółty kanister do transportu wody, przecięty na boku na całej swojej długości i połączony dwoma sznurkami po jednej stronie. Całość spokojnie można by nazwać prymitywną, ale bardzo przyzwoitą walizką.

W pewnym momencie wręczono mi plastikowy kubek z wrzącą supersłodką herbatą. Nie wydawał się być pierwszej czystości, ale także odmawiając nie chciałam urazić ich gościnności (UWAGA! gorące napoje są najlepszym sposobem, aby nieco podnieść własną temperaturę ciała, a tym samym samym zrównać z tą panującą na zewnątrz – to nie zimne a GORĄCE napoje dają ulgę!). Umoczyłam usta w herbacie, dałam wyraz zachwytu i oddałam kubek jednemu z pracujących. Podziękowałam i udałam się w kierunku auta.

Bo to przecież nie koniec odkrywania Danakilu!

Co było później przeczytasz TUTAJ!

[/vc_column_text]

[/vc_column][/vc_row]
Szpilki w plecaku

Author Szpilki w plecaku

More posts by Szpilki w plecaku

Leave a Reply