fbpx Skip to main content

Kiedy wiesz, że lada chwila może spełnić się twoje marzenie, wszystkie zmysły oraz spostrzegawczość jest maksymalnie wyostrzona. Zauważasz rzeczy, które w innych sytuacjach mogłyby umknąć uwadze. Ba! Nawet te drobiazgi są bardziej wyraziste i znamienne, a ich przeżywanie jeszcze bardziej głębokie i wzruszające.

Taki nastrój towarzyszył mi podczas mojej ostatniej podróży do Etiopii, podczas której mogłam odkryć nieznany, ale mój wymarzony region Kotliny i Pustyni Danakilskiej.

Wczesnym rankiem ruszyliśmy z położonego na wysokości 2500 m n.p.m. Mekele. Skalibrowałam swój mądry zegarek, bym mogła sprawdzać zmieniającą się pozycję względem morza. Wiedziałam, że droga ku depresji będzie obfitować w różne krajobrazy, dlatego chciałam przeżywać tę podróż na wszystkich płaszczyznach.

Pierwsze panoramy to wygryzione w górach drogowe serpentyny. Z trudem udawało się omijać olbrzymie skały, które zerwały się ze zbocza  i tamowały płynny ruch. Ale ów skały malowały również ciekawy krajobraz – pokazywały warstwowość lejącą się przed tysiącami lat tworzącą ją lawę, pofalowaną jak nieskładnie zebrany ze stołu obrus. Im niżej tym bardziej się wypłaszczało i panorama bardziej przypominała mi znaną chociażby z Kenii afrykańską sawannę: są kępy krzaczastych ostrokrzewów i samotnie stojących akacji.

Afarowie

Na horyzoncie jest jeszcze bardziej surowo a za nami pofałdowane góry (400m n.p.m). Mimo, iż teren  wydaje się być niezdatny do życia, przy drodze stoją kopiaste domy Afarów wykonane z gałęzi i blachy falistej, czasem zwierzęcych skór. Kobiety w charakterystycznych warkoczykach na głowie otulone od stóp do głów w lekkich materiałach wędrują z ciężkimi tobołkami na plecach: wiązkami siana dla swojej trzody, plastikowymi a nawet glinianymi (!) zbiornikami wypełnionymi wodą czy workami ze zbożem do pieczenia domowego chleba. Co ciekawe, Afarowie mają dość szczególną reputację. Podobno za czasów okupacji włoskiej witali przybyszów obcinając im jądra. Teraz nikomu nic takiego nie grozi, ale niejednokrotnie musieliśmy dawać dyla przed rzucanymi w naszą stronę kamieniami. Tak czy inaczej oba sposoby witania trudno nazwać nadzwyczaj przyjaznymi.

Im niżej zjeżdżaliśmy tym bardziej obraz stawał się jałowy. Z każdym metrem poniżej poziomu morza zadawałam sobie pytanie: Czy może być jeszcze bardziej surowo? I było, a to i tak nie odstraszało ludów koczowniczych, nomadów do osiedlenia na tym terenie. Czy te pojedyncze kępy traw i drobnolistne drzewka to oaza? Dla nich najwidoczniej tak!

W oddali widać białą łunę. Czy to perspektywa solnej nicości, w której będę przebywać przez najbliższe kilka dni? A może resztki parującej wody zawartej w piaskach Pustyni Danakilskiej? Do dzisiaj tego nie wiem…

Na zegarze pojawiły się pierwsze wysokości minusowe a tym samym poziom adrenaliny zaczął się podnosić i spostrzegawczość wyostrzać.

Ahmedila

Pierwszy nocleg został zaplanowany w Ahmedila. To wieś z dwoma studniami, która powstała na potrzeby m.in. ulokowania pracowników pobliskiej kopalni oraz jest pierwszym przystankiem na trasie wszystkich wielbłądzich karawan transportujących sól w głąb kraju. Nie można tutaj liczyć na żaden hotel. Każdy przybywający tutaj turysta śpi pod gołym niebem w śpiworze na drewnianych i plecionych ze skóry łóżkach. Hmmm… to właściwie hotel pod milionem gwiazd! Najlepszy w jakim byłam!

W jednym z drewnianych szałasów kucharz urządził sobie swoją polową kuchnię a dla grupy stołówkę. W tym samym czasie poszliśmy do czegoś, co można nazwać altanką, aby w jednym z dwóch tutejszych lokali napić się czegoś zimnego.

Przyjazd na Danakil był dla mnie wielkim przeżyciem. Te wszystkie zmienne krajobrazy oraz niesamowity klimat afarskiej wioski sprawiły, że po prostu nie wytrzymałam ciśnienia. Z piwem poszłam na oddalone, samotnie stojące plecione łóżko. Usiadłam na nim po turecku, wzięłam zimny łyk i patrzyłam się przed siebie w ten nieokreślony, wymarzony galimatias. W tym samym czasie pierwsza łza wzruszenia popłynęła mi po policzku.

Ja tutaj naprawdę jestem… Te wszystkie domy… Koniec świata… Początek przygody… To się już dzieje….

Za jakiś czas dołączyła do mnie Lila, której towarzyszyły te same przemyślenia. Gdzieś między słowami wyszło, że to właśnie zdjęcia Danakilu pomogły jej podjąć decyzję o wyborze Etiopii jako urodzinowej destynacji. Wzięłyśmy nasze zimne napoje w górę i wzniosłyśmy toast: “Za danakilską przygodę!”

Kilometrowe karawany

Zanim kucharz zaprosił nas na kolację, wraz z kierowcą Gebre postanowiliśmy przespacerować się po wiosce. W godzinach wieczornych, niedaleko naszego miejsca noclegowego, korytem rzeki bez wody, dziesiątki a nawet setki wielbłądów i osiołków maszerują jeden za drugim wyładowane blokami solnymi. Za dnia kopacze wyrabiają odpowiedni format bryły, pakują na grzbiety zwierząt, a wieczorem zanim zrobi się ciemno zaczynają swoją długą wędrówkę (temperatura jest wówczas bardziej znośna). Mężczyźni, pomimo trudów i bardzo wyczerpującej pracy podśpiewywali głośno i byli uśmiechnięci.  A to dopiero przedsmak jutrzejszego dnia.

Noc pod milionem gwiazd

Jak zwykle na tej szerokości geograficznej bardzo szybko robi się ciemno. Jakie było moje zdziwienie, gdy wieczorna szarówka została przedłużona przez rozgwieżdżone niebo i księżyc jak reflektor świecący na niebie (za 4 dni miała być pełnia). Wszystko na nieboskłonie było takie wyraźne, bo przecież dookoła nie było żadnego sztucznego światła, które zaburzałoby możliwość podziwiania tego, co zostało stworzone ręką stwórcy.

Mijały kolejne godziny, minęła północ, a ja wciąż wymyślałam, tworzyłam i nazywałam własne konstelacje gwiazd, liczyłam te spadające,  patrzyłam na drogę wydreptaną przez księżyc po granacie nieba. W głowie nuciłam swoje ulubione kołysanki, ocierałam łzy wzruszenia i niedowierzania nad uroda tego prostego miejsca oraz tego, że jestem tutaj. Tylko osioł zamiast koguta dawał znać swej obecności o każdej pełnej godzinie.

Jest grubo po 3 w nocy a ja wciąż zasnąć nie mogłam i liczyłam iskierki na niebie. Straszliwie wiało. Chyba zaraz  wydmucha księżyc poniżej horyzontu i zrobi się zupełnie ciemno…

I tak się stało…

Co było później przeczytasz TUTAJ!


Zapisz się do NEWSLETTERA. Jesteś tutaj nieprzypadkowo! Myślę, że możesz znaleźć tutaj jeszcze więcej ciekawych treści. Dla subskrybentów przewidziałam unikatowe materiały 🙂

Szpilki w plecaku

Author Szpilki w plecaku

More posts by Szpilki w plecaku

Leave a Reply