fbpx Skip to main content

Z nowym towarzystwem ruszyłam na weekend na wybrzeże. Grupa liczyła 14 osób. W wynajętym busie od samego początku brzmiała muzyka. Chłopcy zabrali gitarę i bęben, które nie leżały na fotelach obok. Śpiewaliśmy angielskie i syngaleskie piosenki. Poddałam się chwili – zaprezentowałam też polski repertuar: Szła pchała koło wody…, „Biedronka” Kabaretu Napad i „Nie będę śpiewała” Genowefy Pigwy (gdyby tylko oni wiedzieli, o czym jest tekst to by pewne pękli ze śmiechu!)

Unawatuna
Po kilku godzinach dotarliśmy do hoteliku. Szybko się rozpakowaliśmy i ruszyliśmy na pobliską plażę. Zamówiliśmy coś do jedzenia. Długo nie trzeba było nikogo namawiać do wchodzenia do cieplutkiej wody. Kto chciał przejechał się łódką. Grupa była niezwykle rozrywkowa, nie stroniła od głupawek, nikt na nikogo się nie obrażał. W między czasie zaczęliśmy się orientować, gdzie można wyjść wieczorem potańczyć. Okazało się, że zabawy są tutaj w piątki, a my mieliśmy sobotę. Z pełnymi brzuchami wróciliśmy do kwater, by rozkręcić muzykę i tańce.

Chłopcy asekuracyjnie zabrali z Kolombo duże głośniki, koleżanka miała komputer i trochę muzyki a ja kabelek-niezbędnik. Dźwięki płynęły z pobliskiego pokoju, natomiast na tarasie łączącym wszystkie pomieszczenia ustawiliśmy stoliki, krzesła, szklanki i małe co nie co.

Unawatuna

Sąsiedzi szybko zareagowali. Jedni się do nas przyłączyli, jak np., sąsiadka-Koreanka, inni… zaczęli grzebać w korkach i wyłączać prąd. Wówczas padła decyzja, by raz jeszcze wybrać się na plażę.

Było prawie pusto. Fale głośno uderzały o kamienie i palmy rosnące na brzegu. Co jakiś czas krab przebiegał między naszymi nogami. W oddali zobaczyliśmy światła i usłyszeliśmy dźwięki, jakby grała dyskoteka. Postanowiliśmy tam podejść, gdyż nie znajdowała się ona daleko. Ostatecznie nie zdecydowaliśmy się na tamten lokal. Powoli wracaliśmy do hotelu, mocząc nogi w wodzi i grzebiąc je w piasku.

Na plaży nie było całkowicie ciemno. Świeciły gwiazdy i lokale, które w ciągu dnia tętniły życiem. Nagle coś przykuło moje wzrok…

-To ŻÓŁW! – krzyknęłam.

Hasith zapalił latarkę w swoim telefonie.

– Kurcze, ja też to widziałem, ale myślałem, że to jakiś kamień!

Nie mogłam uwierzyć. Na brzegu ogromny zwierzak leżał na grzbiecie bez ruchu. Bujnęłam jego skorupą, ale był potwornie ciężki. Nagle zwróciłam uwagę, że spod jego szyi i ogona wystają jakieś włókna. Przypomniała mi się wówczas wizyta na lokalnej farmie żółwi.

image

Południowe wybrzeże Sri Lanki jest jednym z nielicznych miejsc na świecie, które żółwie upodobały sobie na swoje miejsca lęgowe. Aż cztery gatunki z sześciu specjalnie przybywa na tamtejsze plaże, kopie doły i składa jaja. Zadaniem takiej farmy jest zebranie jaj, utrzymanie oraz przechowanie małych przez 10 dni, zanim nabiorą sił i będą w stanie same sobie poradzić w wodzie. A po co w ten sposób pomagać żółwiom? Zwierzęta są zagrożone wyginięciem. Bez ingerencji człowieka w tej materii trudno by zachować gatunek. Rybacy chętnie zbierają zakopane w piasku jaja, licząc na drobny zarobek. Dodatkowo rząd prawnie chroni te zwierzęta, ustanawiając karę grzywny i więzienia za udowodnione ich zabicie. Pomijając fakt, że z pośród setek złożonych jaj 70% się wylęgnie a z tej grupy 30% przeżyje, to człowiek też udziela się w unicestwianiu gatunki. Największy udział mają rybacy, który wolą unicestwić zwierzę niż przeciąć sieć, w którą się zaplątał.

Stałam nad odwróconym na plecy biedaczyskiem i zastanawiałam się, co mu się stało. Każda nadchodząca fala poruszała zwierzakiem. Miałam nadzieję, że może chociaż płetwa zacznie drgać. Milczałam, chociaż w środku byłam strasznie poruszona. Wszystkie myśli i emocja dusiłam w sobie, by nie wyjść na histeryczkę. Ewidentnie miałam przed sobą stworzenie, które tragicznie skończyło swój żywot w sieci bezwzględnego rybaka.

Szłam… i milczałam…


Sprawdź inne teksty o SRI LANCE (KLIK)




Booking.com


Szpilki w plecaku

Author Szpilki w plecaku

More posts by Szpilki w plecaku

Leave a Reply