fbpx Skip to main content

Cytując “Oblicza globalizacji” Wilhelminy Wosińskiej “(…) na przełomie mileniów najpowszechniejszym środkiem masowej informacji nie by wcale odtwarzacz MP3 ani telefon komórkowy, lecz – uwaga! – radio. Pod koniec ubiegłego milenium 6 miliardów ludzi użytkowało 3 miliardy radioodbiorników, co oznacza że – statystycznie – jedno radio przypada na dwóch obywateli świata”.

Czytając ten fragment w mojej głowie pojawiło się kilka obrazków.

Podczas mojej pierwszej wyprawy na Czarny Ląd w 2009 roku, będąc w Ugandzie odwiedzaliśmy wioskę Pigmejów Batwa. W naszym ośrodku wynajmowaliśmy łódź, którą następnie przez 1,5h po jeziorze Bunyonyi płynęliśmy do celu.

Jezioro jest podłużne i usytuowane wśród malowniczych gór, które zjawiskowo odbijają się w srebrzystej tafli wody.

image image image image

Byłam szalenie podekscytowana. Dlaczego? Czekało mnie pierwsze w życiu spotkanie z rdzennymi mieszkańcami Afryki, miało się spełnić jedno z moich marzeń. Ponieważ podróż ta była niezwykle spontaniczna ( więcej kliknij TUTAJ), załatwiana poniekąd na wariackich papierach, nie miałam pojęcia, z czym będę miała do czynienia.

Przypłynęliśmy do zabłoconego, stromego brzegu. Dziesiątki dzieci, nagich jak i odzianych całkiem przyzwoicie (właściwie o to byłam zaskoczona schludnością ich zachodnich ubrań!), pomagała nam się wdrapać do usytuowanej nieco wyżej udeptanej ścieżki. Te maluchy, które złapały dłoń, nie chciały już jej puścić tylko kurczowo trzymały się białego przybysza.

Dzieci zaprowadziły nas do wioski, gdzie dorośli rozpalili już ognisko służące do przygotowania posiłku. Przywitano nas radośnie. Batwa zaśpiewała swoje tradycyjne pieśni przy akompaniamencie prostych, ręcznie wykonanych instrumentów: prymitywnej gitarki czy klawesów wykonanych z różnych rodzajów drewna o innej długości.

Ich podskoki i klaski zachęcały do przyłączenia się. I wcale nie musieli nasz długo prosić. Mogliśmy wmieszać się w tłum i wspólnie bawić.

image image

Wówczas doświadczyłam, ile wzrostu mają Pigmeje. W podstawówce na lekcjach geografii pani nauczyciel wspominała, że nie są rosłymi ludźmi. I rzeczywiście! Sięgali mi pod pachę! Nie wiem czy mieli 165 cm wzrostu.

Ówczesna przewodniczka wspominała jednak, że ci Pigmeje są wyżsi od swoich przodków o parę centymetrów. Dlaczego? Zmienił się ich tryb życia i dieta. Nie są już ludem koczowniczym a osiadłym, o co postarał się lokalny rząd. Gwarantując im podstawową edukację, dostęp do opieki medycznej i przede wszystkim bazarów obfitujących często w nieznane im do tej pory towary zaczęli ROSNĄĆ. Już w tej chwili kilkunastoletnie dzieciaki przewyższają o głowę swoich rodziców.

Uganda Bunjongji Batwa
Nie mniej jednak działania lokalnych władz nie zawsze podobają się Batwa. Owszem, dostali opiekę i szansę rozwoju (by chociażby zwiększyć swoją wymierającą populację), ale wpojonego przez poprzednie generacje prymitywnego zachowania nie da się tak łatwo oduczyć starszego pokolenia. Do tej pory wolą handel wymienny, robić kosze i dekoracje z trawy niż pracę w polu i papierowy pieniądz za sprzedaż wypracowanych w polu warzyw. Ich domy wykonane są z błota, odchodów zwierząt i kijków nie motywują do pozostania w jednym miejscu, a blacha falista jest dla nich towarem luksusowym.

Powszechym problemem w wiosce jest alkoholizm. Uprawiają trzcinę cukrową i kukurydzę, która służy im do produkcji sznapsu czy araki. Pijąc od wczesnych godzin porannych do zmierzchu, nie znają pojęcia “kac” tylko “polej dalej!”. Tańczą i bawią się ucząc dzieciaki palić tytoń czy mocniejszych używek. Z reszta, tańcząc z nimi w powietrzu unosił się zapach zmieszanych różnych specyfików.

W odwiedzanej wiosce nie było prądu, kanalizacji, bieżącej wody, telefonu komórkowego (albo jestem naiwna) ale było radio na baterie. Jedynym przyjętym łącznikiem między wioską a cywilizacją był właśnie ten odbiornik. I rzeczywiście, tak jak na początku przytaczałam Wosińską, może on być najpopularniejszym nośnikiem informacji na świecie, tym bardziej, że plemieńcy prosili nas o baterie. Dla nich to również symbol wioskowego luksusu.

image image

Tak było w 2009 roku. Podróżując już parę lat dochodzę do wniosku, że nie jest odosobniony przypadek. W wiosce Hamerów na południu Etiopii, ludności nie tak bardzo tekstylnej jak wspomniane przeze mnie Batwa w Ugandzie, gdzie powszechnym strojem kobiety jest kozia skóra udekorowana metalowymi i plastikowymi koralikami oraz szklanymi muszelkami, telefony są rzadkością. Tam po prostu zasięgu prawie nie ma. O telewizorach nie ma mowy, bo jedyny dostępny prąd pochodzi z bardzo drogich generatorów paliwowych. Ale radia są i działają znakomicie. Audycje nadawane są po amharsku (języku urzędowym, ale nie wszędzie rozumianym, w szczególności na południu, gdzie jest ogromna różnorodność grup etnicznych, będących często pozbawionych edukacji) często przyciągają ogromne rzesze słuchaczy. A baterie? Bez problemu dostępne na licznych bazarach w regionie.

image

Masajowie w Kenii są dużo bardziej współcześni. Często zarzuca się im przebierankę na potrzeby turystyki (mnie to osobiście nie przeszkadza – to efekt globalizacji i dostępu do dóbr podstawowych). Prąd jest w wielu miejscach dostępny (chociaż też nie wszędzie) dzięki panelom słonecznym. Telefony komórkowe stały się nieodłącznym elementem codzienności. TAK! Mają domy z krowiej kupy, często chodzą boso albo w butach z opon, są ubrani w kikoy czy kangi na biodrach i ramionach, a w rękach telefony komórkowe ładowane w jednej z kilku drewnianych bud w wiosce, gdzie sprzedaje się prąd na minuty czy godziny.

image image image
Wielką niespodzianką zapewne okaże się informacja, że w Afryce Wschodniej, w tym przede wszystkim w Kenii, tworzy się wiele programów i portfeli finansowych na proste telefony oraz smartfony, powszechnie dostępne i UŻYWANE przez znaczącą wiekszość społeczeństwa niezależnie od statusu, np: mPesa umożliwiajaca placenie rachunków i zakupów w sklepach oraz za usługi, można doładowac telefon pre-paid czy pożyczyć komuś pieniądze. Oprócz tego, do czego jeszcze potrzebny jest telefon komórkowy? Już pomijam podstawową funkcję tego urządzenia. Kenijczykom służy on do odtwarzania muzyki i słuchania radia. Sami słuchacze tworzą bezpośrednio całe wielogodzinne audycje. Uwielbiają na antenie składać życzenia, opowiadać kawały czy bez krępacji śpiewać z wiekszym a częściej z mniejszym talentem, doprowadzając do salw śmiechu prowadzących. Nawet Ci, którzy nie znają ki’swahili mają ogromną frajdę i przyjemność ze słuchania radia.

Takie przykłady mogłabym mnożyć i mnożyć. Za każdym razem przewijałby się temat radia. I można tworzyć nowe urządzenia i funkcjonalności w coraz dziwniejszych i jak sie nam wmawia niezbędnych narzediach, ale producenci o radiu zapomnieć nie mogą.


SPRAWDŹ INNE TEKSTY NA TEMAT KENII


Szpilki w plecaku

Author Szpilki w plecaku

More posts by Szpilki w plecaku

Leave a Reply