Mój przewodnik Suhdarshana zdążył się już zorientować, że przede wszystkim interesuje mnie codzienne życie mieszkańców, jak pracują, jakie mają, problemy, a przede wszystkim, co jedzą. Bez wizyty na bazarach i próbowania lokalnych smaków oraz specjałów nie uznaję pobytów w nowych miejscach.
Dotarliśmy na niewielki placyk, trochę przypominający parking. Na jego brzegach w białych, schludnych altankach sprzedawcy wystawiali swoje towary. Podeszliśmy do jednego z nich. Część owoców znałam, takie jak jabłka, truskawki mango czy melony. Zaczęłam doszukiwać się jakichś lokalnych specjałów. Przewodnik Sudursharana przełamał na pół żółto-zieloną kule i podał mi ją. W środku znajdowały się białe pesteczki, każdy oddzielnie w soczystej powłoczce. Była to marakuja ale… SŁODKA! Do tej pory znałam jej kwaskowaty smak, która nie do końca mi odpowiadał. Ta była wyśmienita! Sprzedawca uśmiechał się widząc moje zadowolenie. W prezencie dostałam jeszcze jedną dojrzałą kulę. Próbowała doszukać się białej gujawy, która jest popularna na Sri Lance, ale okazało się, że nie jesteśmy w miejscu, w którym jest dostępna.
Zwróciłam uwagę na zdrewniałe, brązowo cętkowaną kule. Były twarde i ale ciężkie. Woodapple, czyli w wolnym tłumaczeniu drewniane jabłko. Podobno, gdy rozłupie się wierzchnią warstwę, w środku znajdziemy ciemne jabłko. Nie domagałam się jego rozbicia. Pierwszego dnia, odwiedzając sklep z przekąskami kupiłam sok z tego owocu. Był brązowy, mętny i… raz mi wystarczy.
Przewodnik pokazał mi jeszcze jeden owoc – miał wielkość czereśni, kolor krwistoczerwony, cienką skórkę i zbite, ale soczyste wnętrze. Powiedział, że w smaku jest nie dobry, ale kobiety w ciąży się nim zajadają, bo – cytuje – „one wtedy zawsze jedzą dziwne rzeczy”. W ciąży nie jestem, ale ciekawska owszem. Biorąc pod uwagę jego sugestie postanowiłam przebić się przez skórkę i dostać do wnętrza. Ostrożnie umoczyłam koniuszek języka i zastanowiłam się, jakie są moje odczucia (patrząc na skwaszoną minę mojego opiekuna spodziewałam się ognia połączonego z gorzkością). Smak okazał się jednak znajomy. Przypominał mi moją ukochaną z dzieciństwa kwaśną gumę do żucia SHOCK – na zewnątrz kwas a w środki sok owocowy. Ten owoc to zdecydowanie kwas, ale w wydaniu całkowicie mnie odpowiadającym.
PS. Poniżej więcej lokalnych przysmaków
Masket
(chyba tak się pisze 🙂 ) pyszne zbite, ciasto na bazie miodu i wiórek i (chyba) bananów z dodatkiem np. suszonych owoców
Woodapple
W wolnym tłumaczeniu drewniane jabłko. Twardą łupinę rozbija się uderzeniem noża. Wówczas można dostać się do lekko kwaskowatego środka. Kobieta na stoisku poleciła mi zmieszać ten papkowaty miąższ z cukrem by było smaczniejsze… Niestety cokolwiek by do smaku dodał nie dałabym rady przełknąć (próbowałam ale bez efektu). Zapach mnie odrzucał i doprowadzał do mdłości. Jedyne co mogę polecić z tego owocu to sok, który jest gęsty, ale i tak na pewno nie wszystkim przejdzie przez gardło.
Owoc kakaowca
Curry
Gałka muszkatołowa
King coconut – przepyszne, słodko-gorzka woda kokosowa!
Custard apple
Zielone pomarańcze
Biała gujawa
Roti – pyszne placuszki
Gdy byłem na Sri Lance, zastanawiałem się, co to za śmieszny owoc z dużą pestką, jakby obklejoną plasteliną.
Dzięki za odpowiedź 🙂