Przed wyjazdem skontaktowaliśmy się ze znajomymi, którzy mogą znać Tel Aviv. Bardzo pomocna okazała się kuzynka Mateusza. Wysłała nam pokaźną listę wskazówek, jak również zarekomendowała miejsca warte zobaczenia. Ale tak prawdę mówiąc, ponieważ nasza podróż był spontaniczna, informacje te były dla nas jakby wyrwane z kontekstu. Absolutnie nie byliśmy przygotowani organizacyjnie. Zatem NIECH SIĘ DZIEJE!
Wylądowaliśmy na lotnisku Ben Gurion ok. godziny 21.00.
Zgodnie ze wskazówkami podeszliśmy do postoju taksówek. Lotnisko międzynarodowe znajduje się w znacznej odległości od miasta, zatem ten środek transportu wydawał się być najdogodniejszy. Maszyny wyceniała podróż na 167szekli! (przelicznik na złotówki jest prawie jeden do jednego). To trochę dużo! Postanowiliśmy się targować, ale kierowca był nieugięty. A miał swoje powody: była już późna noc, do miasta daleko i konkurencji brak. Poza tym był szabat, dzień wolny od pracy i zwyczajnie komunikacja miejska kursowała dużo rzadziej. Zatem wiedział, że może trafić na desperatów, którzy zapłacą każde pieniądze, by jak najszybciej dojechać do miasta.
W punkcie informacyjnym powiedziano nam, że średnio co godzinę podjeżdża pociąg. Podano nam nazwę dworca, na którym powinniśmy wysiąść i wskazano biletomat.
Wbijając dane, nie znalazłam poszukiwanego dworca w Tel Avivie. Poprosiłam o wsparcie młodą dziewczynę korzystającą z biletomatu obok. Z uśmiechem wstukała niezbędne dane. Cena: 32 szekle za dwa bilety! Powiedziała, że wysiada na tym samym dworcu, wiec pomoże również znaleźć odpowiednią taksówkę, która zabierze nas bezpośrednio do hotelu.
Podróż pociągiem trwała 20 minut. Umijamiśmy sobie czas pogawędką z nowopoznaną dziewczyną. Była prawniczką, która wracała z wyjazdu biznesowego w miejscowości Eilat. Kiedy dowiedziała się, iż pochodzimy z Polski, opowiedziała nam w kilku słowach o swojej babci polskiego pochodzenia. Gro Izraelczyków odwiedza Polskę w szkole średniej. Nasza koleżanka na początku nie kojarzyła swojej wycieczki klasowej, ale później szybko połączyła fakty: „W Polsce jest tak strasznie zimno! Jak ja wtedy zmarzłam. I to smutny kraj. Odwiedziłam Oświęcim, niemiecki obóz koncentracyjny”.
Z Mateuszem szybko się zorientowaliśmy, iż tego typu komentarze będziemy spotykać w naszych kontaktach z krajowcami. Każda szkoła organizuje co roku dla konkretnego rocznika objazdowy wyjazd do Polski, często jedynie po miejscach pamięci życia i masakr Żydów. Wycieczki te są dofinansowane z budżetu państwa, tak by jak największa ilość uczniów mogła wyruszyć.
Postanowiliśmy zatem rozpocząć akcję promocyjną Polski, pokazującą Izraelczykom nasz kraj ze strony im nieznanej, przede wszystkim radosną i piękną (bo przecież mamy się czym chwalić!)
Booking.com
Podróż pociągiem dobiegała końca. Dziewczyna zaprowadziła nas na postój taksówek. Poprosiła nas, abyśmy stanęli gdzieś niepostrzeżeni, a ona dogada stawkę. Po chwili podeszła i powiedziała: 50 szekli i ani jednego więcej. Kierowcy szybko zorientowali się, że mamy pośredniczkę. Zaczęli krzyczeć i wymachiwać rękami przed oczami dziewczyny, a ona nie była im dłużna.
Wiecie co – powiedziała – nie znoszę cwaniaków, a tu mamy do czynienia z bandą idiotów, którzy szukają jelenia. Tu obok na parkingu jest mój samochód. Hotel nie jest daleko i jest po drodze do mojego brata do którego się wybieram. Zawiozę Was. Mogli zarobić, a nie dostaną nic. Idziemy!
Takiego rozwiązania się nie spodziewaliśmy. Dziewczyna tak była poruszona zachowaniem kierowców, że cały spacer na parking oraz drogę do hotelu komentowała taksówkarzy, często używając soczystego słownictwa. Dawała nam również wskazówki z jakimi innymi typami kombinatorstwa możemy się jeszcze spotkać w Tel Avivie.
W ramach podziękowania za okazaną ogromną troskę, postanowiliśmy podarować jej butelkę cytrynówki. Pozostawiliśmy jej kontakt do siebie, byśmy mogli się odwdzięczyć podczas jej wizyty w Polsce.
Po całym dniu i nocy pełnych wrażeń padliśmy jak muchy w hotelowym łóżku z myślą: jak pierwszego dnia nie dostaliśmy po tyłku to już nic nam się nie stanie.