Po ostatnich doświadczeniach, mój powrót do Etiopii wiązał się ze swego rodzaju misją: znalezienie Niebieskookiego!
Jego historia odbiła się dość szerokim echem.
Parę dni przed wyjazdem odwiedzili mnie ludzie, którzy mieli okazję poznać Abusza osobiście: Dawid z żoną Dorotą oraz Basia. Wiedząc, czego najbardziej brakuje w Afryce, przywieźli mi kilka toreb wypełnionych po brzegi rzeczami, które mogę rozdać oraz specjalną niespodziankę dla ich ulubieńca.
Powróciwszy do Etiopii od samego początku rozpowszechniałam historię Niebieskookiego. Nie ukrywam, że moim celem było zarażenie ludzi empatią i chęcią dzielenia się tym co posiadają.
Jinka. Pomijając perturbacje, które miały miejsce w dniu przyjazdu, od samego początku starałam się poruszyć niebo i ziemię i wszystkie możliwe kontakty, aby odszukać chłopca. Jedna rzeczy była pewna: jego nietypowa aparycja sprawiła, że nie umknąłby żadnemu przechodniu. Każdą osobę, którą spytałam, czy zna Abusza, stwierdzała: „Tak! Znam go!”. I za każdym razem przed słowem TAK pojawiał się na twarzy rozmówcy wielgachny uśmiech, a na ustach liczne komplementy skierowane do chłopca.
Jednak zadanie odnalezienia go nie było łatwe. Ostatniego dnia, kiedy dopełniłam wszelkich swoich obowiązków i gdy nie ustawały pytania, gdzie ON jest, postanowiłam zwrócić się do swoich podopieczny, czy ktoś z nich byłby zainteresowany ostatnim spacerem w celu odszukania chłopca. Zgłosiło się kilka osób.
Wybraliśmy się do restauracji, w której dokarmialiśmy Niebieskookiego. Po drodze zatrzymywałam się na straganach oraz przy sklepikach, pokazywałam jego zdjęcia. Odpowiedzi się powtarzały: „Znam go, ale nie wiem gdzie teraz jest”.
Do pochodu przyłączyło się troje chłopców w wieku 10-12 lat. Spytali, skąd znam Abusza. Opowiadali, że „to dobry chłopiec, ale nie jest lubiany, bo ma inne oczy, nie jak Etiopczyk. I bardzo mu smutno, gdy tak mówią do niego inne dzieci”. Mocno sympatyzowali z nim, ponieważ, jak twierdzą, chodził z nimi do klasy. „Jest bardzo dobrym uczniem, ale niestety musiał zakończyć swoją edukację. Nie miał pieniędzy na przybory szkolne. Korzystał z rzeczy, które dostał od innych albo znalazł gdzieś zagubione przez innego ucznia”. Chłopcy żałowali, że już nie siedzi z nimi w szkolnej ławce.
Opowiedzieli również historię innego dziecka, któremu pewien Hiszpan postanowił pomóc. Zabrał go do swojego pokoju, nakarmił, umył i ubrał. Kiedy Europejczyk sam poszedł się odświeżyć, małolat przeszukał jego kieszenie, ukradł portfel z pieniędzmi i uciekł. Jak wspominają: “On nie był smutny, że został okradziony z pieniędzy, bo on miał jeszcze trochę w zapasie. Było mu przykro, bo chłopcu zaufał, chciał pomóc, a ten nieładnie go wykorzystał. Potem widziałem, jak 1 euro wymieniał na 1 birr”.
Czułam, że zaraz zbliży się ten moment, kiedy z ich strony w końcu padnie TA propozycja:
– Słuchaj, my wiemy gdzie on mieszka, możemy po niego pojechać i przywieźć. Musimy wynająć tuk tuk (trzykołowy pojazd, taka tania mikrotaksówka, wszechobecna w biedniejszych krajach). Tylko musisz nam na nią dać 200 br (mniej więcej 10$)
Dwieście birów? Przecież na te warunki to na prawdę mnóstwo kasy. Poza tym w ciągu dnia już dałam na TEN SAM cel przewodnikowi, który poprosił o 30 birów.
– Dobra chłopaki. Umówmy się tak. Dostaniecie stówkę, ale dopiero wtedy, gdy przyprowadzicie mi chłopca.
– Ale tuk tuk kosztuje 200?
– Nie kosztuje 200. Nie oszukujcie. Mogę wam dać pieniądze, ale po wykonaniu zadania.
Popatrzyli na siebie, poszeptali coś w swoim języku i podjęli się zadania.
Prawdę mówiąc, nie wierzyłam w ich pomoc. Troszkę nauczona doświadczeniem, upatrywałam w tej propozycji raczej próby sprytnego wyłudzenia pieniędzy niż rzeczywistego wsparcia.
Podczas kolacji praktycznie cały czas przewijał się temat Abusza. Ogromna ciekawość i oczywiście chęć pomocy chłopcu była niezwykła. Dyskutowaliśmy o tym, jak w perspektywie długoterminowej można go wesprzeć, zabezpieczając w edukację i miejsce do spania pamiętając również, iż tym samym Niebieskooki może stać się ofiarą zazdrosnych kolegów. Zdecydowaliśmy, że chyba najlepszym rozwiązaniem będzie podejście przed wyjazdem do Arba Minch do wizytowanej w ciągu dnia prywatnej szkoły podstawowej i zapytanie, czy dyrekcja odpłatnie podjęłaby się tego zadania. Etiopscy nauczyciele do zawodowcy z powołania i mieliśmy nadzieję, że podejdą pozytywnie do naszej propozycji.
Dzwoni telefon: “Cześć Ewa. Czy możesz podejść do hotelowej restauracji?”. Była to trójka chłopców, którzy zadeklarowali się podjechać po Abusza. Poszłam do umówionego miejsca. Tak jak się spodziewałam, Niebieskookiego nie było. Tłumaczyli, że rzeczywiście dzisiaj był widziany w mieście i najprawdopodobniej poszedł do swojej babci, która sprzedawała zebrane w wiązki drewno na lokalnym bazarze. Ale jutro rano, przed moim wyjazdem do Arba Minch mogą go chociaż na chwilkę przyprowadzić. Podziękowała, ponownie wyglądało to na naciąganie. Chłopcy byli zaskoczeni moją odpowiedzią.
– Ok, w takim razie zapłać nam.
– Ale my się tak nie umawialiśmy. Pieniądze miały być po przyprowadzeniu Abusza.
– Tylko my ponieśliśmy koszty…
Wyjęłam z kieszeni 50 birów. Pokręcili nosami.
– Jeśli Wam się nie podoba to ok. Zabieram banknot – chyba jeszcze bardziej byli zdziwieni. Popatrzyli na siebie i zaakceptowali moją propozycję.
Niespodziewanie towarzystwo się powiększyło. Nie czułam się do końca bezpiecznie, ustawiłam się koło budki z ochroną tuż pod latarnią. Na wszelki wypadek wcześniej pozostawiłam grupie telefony, dokumenty i saszetkę z pieniędzmi. Jedynie co, to mogli mi łeb ukręcić a to i tak niewielka strata. Słuchałam co do mnie mówią.
Poruszaliśmy się wokół tematu Abusza i generalnie pomocy dzieciom i potrzebom we współczesnej Afryce. Wiedząc, że szczególnie ten ostatni to temat rzeka, próbowałam wypytać, co jest dla mnie jest najważniejsze, czyli o Niebieskookiego.
To co udało się dowiedzieć to potwierdzenie, że nasz pomysł włączenia szkoły we system wsparcia może być najlepszym rozwiązaniem.
PS. Następnego dnia rzeczywiście udałam się sama do dyrekcji wspomnianej szkoły podstawowej. Opowiedziałam im o swojej ofercie. Jako mieszkańcy miasta wiedzą, który to chłopiec. Wymieniliśmy się mailami by kontynuować rozmowę.
Czekam na kontynuację sprawy…