fbpx Skip to main content

Po wymianie pieniędzy z konduktorem postanowiliśmy uzupełnić zapas płynów na dalszą podróż, gdyż została nam jedna mała buteleczka wody. Nie chciałam ponownie budzić wagonowego aby rozkluczył drzwi ani przebijać się między ludźmi okupującymi wagony.

Postój. OLŚNIENIE! Przecież na peronach są małe stanowiska z przekąskami i napojami. Wsunęłam szybko klapki, wzięłam jeden banknot i wybiegłam jak poparzona, by nabyć cenne paliwo.

Komunikacja była szalenie trudna, gdyż język tej prowincji różnił się od tego, którym ja wybiórczo się posługiwałam (dodam, że często podróżujący Chińczycy porozumiewają się między sobą za pomocą pisma a nie głosu, gdyż mają problemy z dialektami).

Kobieta dysponowała słodzoną, butelkowaną herbatą, mlekiem, jogurtami, wodą i coca-colą.

– Tego 4 (woda), tego 1 ( mleko), tego 1 (coca-cola). – Zapłaciłam i dumnie ze swoją zdobyczą weszłam do przedziału.

A za mną przemiły konduktor i krzyczy do Marka (fonetycznie):

– Ju bejbi – wskazując na mnie – Ju papa – wskazując na Marka a w drugim trzymając butelkę z przezroczystą cieczą. Dalej próbuje nam coś przekazać – Woda! woda! woda! – przeskakuje z nogi na nogę

– Yes. It is water

– No! No! No! Woda – wręczył mi butelkę pokazując coś palcem.

– Woda, woda… yyy… on chciał powiedzieć wóda, wódka. To ma 42%. A ja wzięłam tego 4 butelki!

Złapałam je natychmiast i ponownie pobiegłam do sprzedawczyni na peronie. A za mną konduktor w pełnym umundurowaniu i z lizakiem w ręku. Rozglądałam się gdzie jest woda, ale w znanym mi opakowaniu i znalazłam… POD LADĄ!

– 4! 4 poproszę! i 2 piwa!

Towarzysz wykrzykiwał tylko do sprzedawczyni …”kuaidien” (szybko) i …”kaiszy” (start). Sama dla pewności wystawiłam piwa, ale kobieta i je zabrała. Powtarzam, że też je chce, a ona powtórzyła procedurę. Kiedy w końcu jakoś się dogadałyśmy przyszło się doliczyć, jaki jest ostateczny rozrachunek. Znów sprzedawczyni stała rozygotana, gdyż konduktor powtarzał te dwa znane mi słowa i machał jej lizakiem przed oczami.

Po chwili mogliśmy ponownie kierować się w stronę pociągu. Konduktor ponownie przejął dowodzenie. Swoją łamaną ruszczyzno-algielszczyzną powiedział:

– Spokojnie. Mamy jeszcze 10 minut. 🙂

Uradowana przestałam biec w swoich doświadczonych podróżą klapkach. Podziękowałam mu serdecznie kłaniając się w pół najniżej jak mogłam. Odprowadził mnie do przedziału i z uśmiechem trzymał kciuki uniesione ku górze na znak, że sprawa została pomyślnie załatwiona.

A co na to Marek?

– Ewa, została jeszcze jedna butelka tego paskudztwa. W pośpiechu zabrałaś tylko trzy…

image

Szpilki w plecaku

Author Szpilki w plecaku

More posts by Szpilki w plecaku

Leave a Reply