Ostatnie kilka dni spędziłam w stolicy Portugalii. To był typowy slow travel bez określonego planu, by wypocząć i posmakować. Jednak moje oczy były szeroko otwarte na wszystko, co mnie otacza. Postanowiłam zatem podzielić się z Wami moimi skrajnymi odczuciami w trakcie podróży po Lizbonie.
Największe zaskoczenie: LUDZIE
Wszystko zaczęło się pierwszego dnia i każdy kolejny utwierdzał mnie, że Portugalczycy to wspaniali i serdeczni ludzie, którym uśmiech z twarzy nie schodzi.
Podczas spaceru zatrzymałam się w sklepie z towarami z drzewa korkowego (jest to ważny produkt eksportowy do państw produkujących wino a na miejscu typowa pamiątka). Pakując się na wyjazd zapomniałam zabrać pasek do nowego aparatu fotograficznego. Znalazłam tam korkowy sznurek, którym mogłam przymocować do sprzętu. Ale tego nie zrobiłam. DLACZEGO? Zrobiła to za mnie troskliwa pani sprzedawczyni. Po zapleceniu funkcjonalnych węzełków, końcówki zabezpieczyła dekoracyjnymi kulkami.
Takich mniejszych i większych sytuacji była cała masa! Mogłoby się zdawać, że tramwajarze są znudzeni turystami pragnącymi mieć zdjęcie z przejeżdżającym żółtym cackiem, jednym z symboli Lizbony (u mnie było kilka podejść, ponieważ po ulicach jeździ całkiem sporo brzydkich, umazanych graffiti, które mnie nie interesowały). Maszyniści nie tylko uśmiechali się i machali pozującym do zdjęć, ale zwalniali i przybijali piątkę. Ponadto mogłam wyjść z autobusu prawie w każdym miejscu po naciśnięciu guzika i wejść do środka, nawet jeśli chwilę wcześniej zamknęły się drzwi. Żeby tego było mało, motorniczemu zdarzyło się nawet mnie przeprosić za zbyt wczesne zamknięcie drzwi. Prawdę mówiąc, to chyba byłaby zupełnie abstrakcyjna sytuacja w Polsce. Szkoda, że tacy kierowcy nie pracują w naszej komunikacji miejskiej.
Największe rozczarowanie: KRAB
Tak długa granica z Oceanem Atlantyckim to właściwie gwarancja doskonałych owoców morza (z resztą szperając w internecie w wielu źródłach wielokrotnie znalazłam tego potwierdzenie). Mój WC Boutique Hotel znajdował się przy ulicy, gdzie aż roiło się od restauracji chwalących się na witrynach skarbami morza: ogromnymi homarami, ośmiornicami, kaczenicami (o nich przeczytasz we wpisie o najdziwniejszym jedzeniu) i gigantycznymi krabami, jakich nigdy moje oczy nie widziały. Jako fanka tych specjałów nie mogłam się oprzeć i odwiedziłam jedną z nich! Bardzo szybko na stole wylądował m.in. gigantyczny krab: nogi, kleszcze i tułów wypełniony obrobionym mięsem. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że to danie podawane jest na ZIMNO! Zastanawiałam się, czy to pomyłka, czy może ze względu na rozmiar przygotowywane jest wcześniej (może im większy, tym dłużej się gotuje), może źle trafiłam. Po kilku dniach spotkałam dziewczynę mieszkającą od pewnego czasu w Portugalii potwierdzającą, że tu się je tak jada. ZONK! W mojej skromnej ocenie danie mogłoby zyskać o wiele więcej, gdyby podawano je właśnie na ciepło. Ale nie mam zamiaru uczyć miejscowych jak się powinno gotować portugalskie dania.
A dla zainteresowanych, kraba próbuję wszędzie gdzie tylko mogę i od dziesięciu lat jest jeden bezkonkurencyjny. GDZIE? Polecam udać się do Kenii na wyspę Wasini i tam spróbować kraba mangrowego gotowanego w delikatnym bulionie warzywnym. Niebo w gębie!
SPRAWDŹ INNE TEKSTY DOTYCZĄCE JEDZENIA
SPRAWDŹ INNE TEKSTY O PORTUGALII
Zapisz się do NEWSLETTERA. Jesteś tutaj nieprzypadkowo! Myślę, że możesz znaleźć tutaj jeszcze więcej ciekawych treści. Dla subskrybentów przewidziałam unikatowe materiały 🙂
ha, kraba nie brałam, bo się bałam, ze źle obsłuze szczypczyki do odnóży. tyle wygrać 🙂
Szczęściara!
aczkolwiek w tej knajpie jadłam kaczenice i to jedyny plus! Uważam to za jedno z najdziwniejszych jedzeń ever!
https://szpilkiwplecaku.pl/najdziwniejsze-jedzenie/