To, co na pewno będzie mi się kojarzyć z Sudanem to niezliczona ilość przystanków dla wyprostowania kości i przerwa na kawę lub herbatę w lokalnych przybytkach. To jest wręcz rytuał, nieodłączny element ich kultury, którego żadem podróżujący nie potrafi sobie odmówić, a wręcz dopytuje, kiedy kolejna karkade (napar hibiskusowy)?
Kawa i herbata po sudańsku krok po kroku
Tradycyjnym składnikiem lokalnej kawy jest proszek z suszonego imbiru a herbaty świeża mięta. Jak wygląda rytuał jej przygotowania?
Najpierw na rozżarzonych węgielkach rozgrzewa się wodę w aluminiowym czajniczku.
W tym czasie szklaneczka wypełniana jest dużą ilością cukru 1/5 jej wysokości. Zawsze można jednak poprosić o niesłodzony napar lub cukierniczkę osobno.
Porządny Sudańczyk nie będzie pił kawy rozpuszczalnej ani herbaty w torebkach. Zielone kawowe ziarna, które importowane są z Etiopii, trzeba najpierw wypalić na patelni nad ogniem tak, by nabrały jednolitego koloru. Następnie rozbija się je na drobno w moździerzu. Herbata również przywożona jest z za granicy. Najchętniej wybiera się te o drobnych, wysuszonych listkach.
Kiedy naczynia będą już przygotowane, do maleńkich sitek wsypuje się odpowiednio herbatę lub kawę z pudrem imbirowym za każdym razem świeżą (dlatego Sudańczycy wolą swój a nie Etiopski rytuał, ponieważ za każdym razem mają intensywny napój). Sitko umieszcza się nas szklaneczką i przelewa wrzątkiem uzyskując mocna esencji. Jeśli kawa ma być słabsza, wcześniej zdejmuje się sitko a resztę uzupełnia wodą. Podobnie sprawa ma się z herbatą z miętą. Świeże liście umieszczane są w szklaneczce a następnie przelewa tworząc esencję i rozcieńcza wodą według upodobania.