fbpx Skip to main content
AfrykaEtiopiaRelacje

Powrót do Lalibeli – chłopiec od słownika

By 1 kwietnia 2012One Comment

Yalemu. Cichy chłopie z Lalibeli, którego spotkałam podczas swojej pierwszej wizyty. Ten, za którego mnie zbrukano po zakupie słownika, ten, który miał się okazać oszustem i naciągać na pieniądze. Ten, który podziękował mi za podarunek machając ręką wczesnym rankiem przed moim wyjazdem. I to nie jest koniec jego historii. (SPACER PO LALIBELI)
W Etiopii mój adres mailowy zostawiłam wielu osobom. Jedynie z przewodnikiem, kontrahentem i Yalemu utrzymywałam kontakt. Chłopak napisał kilka serdecznych i pozdrawiających wiadomości. Gdy dowiedziałam się o kolejnym wyjeżdzie od Etiopii natychmiast powiadomiłam o tym Yalemu.

Będąc już na miejscu doszło do kilku zmian. Obawiałam się, że mogą one utrudnić kontakt z miejscowym kolegą. Na szczęście, pomimo komplikacji chłopak czekał na mnie przed bramą hotelu, w którym razem z grupą miałam spędzać noc. Przed nami było zwiedzanie lalibelskich kościołów wykutych w skale, dlatego umówiliśmy się na wieczór, zapraszając go jednocześnie na wspólną kolację w restauracji w centrum miasta.

Wieczorem

Było już ciemno, ale bez trudu się odnaleźliśmy. Zaproponowałam chłopcu miejsce między mną a Lulem, lokalnym przewodnikiem, by nie czuł się odosobniony. Opowiedziałam swoim towarzyszom podróży, w jaki sposób się poznaliśmy z Yalemu i złożyliśmy zamówienie.

Chłopiec był trochę przerażony. Na jego twarzy skrycie malowało się zadowolenie. Zaczęłam rozmowę. Wstyd się przyznać, ale pamiętałam jedynie naszą krótka przygodę. Jak już wcześniej wspominałam, Yalemu nie wyróżniał się niczym specjalnym w towarzystwie, dlatego teraz postanowiłam nadrobić zaległości.

Chłopiec chodzi do dziewiątej klasy i ma 17 lat. Jak się zdążyła zorientować, jest kilka klas do tyłu, co teraz nie przeszkadzało mu osiągać dobre wyniki. Dlaczego? Jego rodziców nie było stać na edukację. Teraz zdecydował się opuścić swój dom rodzinny ponad 40 km do Lalibeli, by kontynuować naukę i żyć na własną rękę. Sam wynajmuje pokój. Pracuje w mieście jako pucybut, zarabiając ok. 20 birrów dziennie (czyli niewiele ponad dolara). Miesięczny koszt utrzymania na bardzo skromnym poziomie to ok. 50 Euro. Po jego posturze nie można mieć wątpliwości, że jest niedożywiony. Z resztą sam przyznał, że czasem nie ma siły iść na zajęcie i zostaje na ulicy by czyścić buty.

A co z jego rodziną? Rodzice się rozeszli. Ojciec napłodził dzieci i nikim się nie interesuje. Mama żyje biednie na wsi i nie może na nią liczyć. Starsze rodzeństwo skończyło szkołę, ale wróciło do matki by pomagać w polu i przy zwierzętach.

Nie potrafiłam się trzymać w garści. Co chwila odwracałam głowę by otrzeć łzy.

Chłopak odważnie wyrwał się ze wsi do miasta aby poprawić swój los. Chciałby w przyszłości zostać lekarzem.

Sąsiadki przy stole zasugerowały by dać mus pokój, bo jedzenie zaraz wystygnie. Yalemu nie wiedział jak trzymać sztućce by spróbować pierwszego w swoim życiu spaghetti. Pomagał sobie palcami, grzebiąc nimi w talerzu. Dopingowaliśmy go w sztuce jedzenia by mógł poczuć się trochę pewniej.

Grupa zdecydowanie była zainteresowana pomocą młodzieńcowi. Nie jestem zwolennikiem dawanie pieniędzy, ponieważ uważam, że uczy to bezczynności i roszczeniowości (btw. na tyle maili ile wymieniłam z Yalemu nigdzie nie doszukałam się prośby). Przed wyjazdem do restauracji poinformowałam grupę o gościu podczas kolacji. Zebraliśmy zeszyty, słodycze, ubrania oraz buty. Niemniej jednak w środku wszyscy czuliśmy, że to za mało.

Pomiędzy słowami dowiedzieliśmy się, że już od pięciu miesięcy nie odwiedził domu i nie jest pewny, czy uda mu się wspólnie z rodziną spędzić Świąta Wielkanocne. Zapadła decyzja – zrzutka. Luel zasugerował, by oprócz biletu wypadać dać również chłopcu na jakiś prezent dla mamy, gdyż ona takiego będzie oczekiwała. Nie kwestionowaliśmy propozycji.

Chłopiec zaczął się uśmiechać. Pobiegłam do auta po nasz wspólny podarunek. Nie było mnie kilka minut a Yalemu zaczął nieśmiało rozmawiać z innymi uczestnikami kolacji.

Obiecałam mu, że za każdym razem, kiedy przyjadę do Etiopii będę chciała się z nim spotkać. Chciałabym obserwować jego postępy w szkole. Umówiłam się z przewodnikiem, by doglądał go w miarę możliwości.

Po tygodniu…

Luel: Zgadnij, kto dzwonił.

Ja: Yalemu?

Luel: BINGO! Prosił, by przekazać pozdrowienia Ciebie i całej dla grupy. W weekend odwiedziła mamę. Zrobił jej niespodziankę i opowiedział o wspólnej kolacji. Jego mama była przeszczęśliwa z powodu wizyty. Yalemu również powiedział, że zostało jeszcze trochę pieniędzy co pozwoli mu jeszcze raz pojechać do domu w okolicach Wielkanocy.

Ja:… (uśmiech)…

Szpilki w plecaku

Author Szpilki w plecaku

More posts by Szpilki w plecaku

Leave a Reply