fbpx Skip to main content

Dzisiaj nie spałam północy. Powód? To dzień, podczas którego będę mogła zobaczyć na własne oczy to, co znałam jedynie z pocztówek i filmów przyrodniczych: kolorowe panoramy pól lawowych oraz niezwykłe słone jezioro Asale (nazywane też Karum).

Rano obudziły mnie brzdęk naczyń z sąsiedniego kuchennego szałasu a właściwie to przede wszystkim muchy, które zaczęły nabierać równowagi w locie, bo przestało już straszliwie wiać. Co więcej, wypuszczone z zagród kozy na „dzień dobry” lizały twarze i podgryzały uszy. Ot to taki poranek.

Ruszyliśmy w stronę pierwszej atrakcji. Kolejny raz panoramy za oknem zaskakiwały! W Ahmedila skończył się asfalt i wyjechaliśmy z naszym lokalnym przewodnikiem na pustynne bezdroża. Tylko że ta pustynia nie była zwyczajna! Najpierw biała gładka, jakby dopiero co spadł śnieg, później ów biała ziemia podzieliła się samoistnie na swego rodzaju wieloboczne, nierównomierne późne, których brzegi były wybrzuszone jak kilkucentymetrowe murki. Na horyzoncie cały czas było coraz bardziej surowo i słono, aż zupełnie niespodziewanie biel zamieniła się w czerwień z żółtymi wysepkami. To zapewne jakiś inny minerał (siarka?) wydobywająca się z wnętrza Ziemi. O tym mógł chociażby świadczyć specyficzny zapach powietrza, przypominający stare jajko, znany m.in. z Islandii. To znak, że kolorowy Dalol jest już naprawdę tuz tuż!

Dalol -100m p.p.m

Auta zatrzymały się ma skamieniałym, solnym parkingu. Za nami jechali jeszcze inni turyści, dlatego zachęciłam towarzyszy podróży, aby „zagęścili ruchy” – przecież o wiele milej będzie podziwiać taki niezwykły wybryk natury kameralnie a nie stadnie.

Do najciekawszego miejsca należało przejść kilkadziesiąt metrów przez ostre, pokarbowane, solne formacje. W oddali widoczne były kłęby pary wodnej kipiącej z wnętrza Ziemi. Ostry zapach siarki stał się jeszcze bardziej wyrazisty, ale nos się bardzo szybko przyzwyczaił i zapomniał o niewygodzie. Ciekawość zobaczenia bajecznego krajobrazu zdominowała wszystkie zmysły.

Skąd bierze się para i kolory? Tuż nad gorącym jądrem Ziemi znajduje się warstwa wodonośna bogata w związki chemiczne oraz pierwiastki, takie jak siarka, potas, fosfor czy sód. Nagrzana woda zaczyna parować i tym samym wytwarzać ogromne ciśnienie. Drobinki pary poszukując miejsca, gdzie mogłyby oddać swoją energię, znajdują w skorupie ziemskiej szczeliny i wydostają się na zewnątrz. Dalol jest właśnie takim miejscem a widoczne kolory są jak papier lakmusowy składu chemicznego skroplonej pary wodnej, która na zewnątrz napotkała dużo niższą temperaturę.

Taką rewia barw mogła stworzyć tylko natura. To, jakby boskiemu malarzowi wylały się kubły kolorowej farby: czerwonej, pomarańczowej, żółtej, zielonkawej na różnokształtne twory przypominające grzyby, góry, kopce a nawet baseniki. Coś absolutnie widowiskowego! Jeden z kierowców chcąc narobić nam apetytu pokazywał zdjęcia ze swojej poprzedniej wizyty. Okazało się, że Dalol jest jak żywy organizm. W zależności od aktywności wnętrza Ziemi, rozłożystość, powierzchnia i wielkość kolorowego krajobrazu jest inna. Teraz nowe obszary nabrały kolorytu, a stare wyblakły i są szare. To jednak nie oznacza, że „umarły”. Wystarczy, że znów zmieni się kierunek wiatru, zwiększy wilgotność a czasy ich świetności powrócą.

Jednak pewna rzecz bardzo negatywnie podniosła mi ciśnienie. Podobne kolorowe przestrzenie widziałam na Islandii: odgrodzone, zabezpieczone, chronione przed zadeptaniem w postaci zamontowanych w atrakcyjny sposób kładek. Tutaj wszystko jest odwrotnie. Wielka frajdą jest dotknięcie tych formacji, ale tak naprawdę jest to ich niszczenie. Co więcej, obecny z nami „przewodnik” przeprowadzał nas przez najbardziej kolorowe a tym samym zjawiskowe obszary. BA! Nawet odrywał kolorowe kawałki formacji dojąc nam je na pamiątkę by się przypodobać, a dodatkowo ugniatał buciorem naturalne otwory w ziemi, z których wydostawała się gorąca para wodna.

Myślałam, że zaraz trafi mnie szlag jak to zobaczyłam! Natychmiast delikwenta zdrowo opi&%$#@*&#m (przepraszam za określenie, ale znowu mi się zaczęło ulewać) hamując się od rękoczynów. Niestety nie dotarło. Tłumaczył się, że przecież zaraz to wszystko się odbuduje, bo to żywe miejsce i tak w ogóle to ,o co mi chodzi? Po tych słowach jeszcze bardziej się zagotowałam. Poprosiłam grupę, aby omijali te najcenniejsze tereny (niestety czasem się nie dało), a mojego rozsądnego kierowcę Gebre wzięłam na stronę by wyjaśnić swój punkt widzenia. Przecież taki Dalol przyciąga ludzi do Etiopii a tym samym daje jemu pracę. W jego własnym interesie jest ochrona ów wyjątkowego miejsca. Nawet jeśli niedouczeni miejscowi teraz nie rozumieją, co im tłumaczę i jak wyjątkowe jest to miejsce, niech on będzie kroplą drążącą skałę pozytywnej zmiany.

Solna i siarkowa kraina

Niedaleko znajdowały się również szalone formacje skalne przypominające góry. Trochę dla żartu, trochę z przekory postanowiłam…. polizać jedną ze ścian, czy rzeczywiście są słone. I BYŁA!

Jak węże na kolanach wsunęliśmy się do ciemnej jaskini, aby następnie wejść na szczyt jednego ze wzniesień z uroczą, księżycową panoramą.

Chwilę później dojechaliśmy do bulgoczącego, czerwonego jeziora siarkowego. Siarka, jak już wcześniej wspominałam, ma swój specyficzny „starojajeczny” odorek, który w tym miejscy na początku był szczególnie uciążliwy, ale szybko można się przyzwyczaić. Na dodatek temperatura powietrza w słońcu (bo o cieniu w tych warunkach nie ma mowy!) wynosiła grubo ponad 40’C… czyli mamy istne piekiełko na Ziemi.

Pewien pan idąc za radą lokalnego przewodnika wpadł na pomysł umycia głowy tym siarkowym specyfikiem. Dumnie paradował z chwilowo zmoczona głową, a na efekty jego głupoty nie trzeba było czekać. Gdy tylko dojechaliśmy do następnego punktu naszego programu (kopalni soli) prawie ze łzami w oczach prosił o pomoc w zmyciu siarkowego roztworu – skarżył się, że go straszliwie swędzi i tak licha czupryna! Chyba nie dosłyszał, że należy rozcieńczyć go z wodą 🙂

Co było później przeczytasz TUTAJ!



Zapisz się do NEWSLETTERA. Jesteś tutaj nieprzypadkowo! Myślę, że możesz znaleźć tutaj jeszcze więcej ciekawych treści. Dla subskrybentów przewidziałam unikatowe materiały 🙂

Szpilki w plecaku

Author Szpilki w plecaku

More posts by Szpilki w plecaku

Leave a Reply